Apulia z Workaway, czyli jak wyjechać na wolontariat w Europie

Ceglie Messapica

Apulia przez wiele lat była popularna tylko wśród włoskich turystów i amatorów kempingów, których w Salento nie brakuje. Od niedawana zaczęła zwracać uwagę szerszej publiczności. Zastanawiam się, czy nie „winić” za to trzeba blogerów podróżniczych, którzy z lubością odkrywają nieodkryte. Jedno jest pewne, Apulia stoi teraz przed wyzwaniem jak zachować swój dziewiczy, unikalny charakter, a jednocześnie podnieść się z ekonomicznej zapaści dzięki napływowi turystów.

Faktem jest migracja młodych na Północ lub za granicę. Pokolenie dziadków, które niegdyś żyło z roli, powoli odchodzi. Miasteczka takie jak Ostuni, czy Ceglie Messapica wyludniają się, na każdym kroku można spotkać kartki z napisem „VENDESI”. Mieszkania zamieniają się w airbnb, a zwyczajne sklepy z żywnością, czy artykułami pierwszej potrzeby przekształcają się w sklepy z pamiątkami. Ceny drastycznie idą w górę, a co za tym idzie, stają się nieprzystępne dla rodowitych mieszkańców. Pojawiają się też problemy związane z nadwyrężaniem środowiska naturalnego. Turyści przyzwyczajeni do wysokiego standardu, oczekują basenów, codziennie świeżych ręczników i klimatyzacji działającej całą dobę w regionie, który od wieków cierpi z powodu susz.

Locorotondo

Planując tegoroczną dwutygodniową majówkę chcieliśmy uniknąć bycia „zwyczajnymi turystami”, być blisko mieszkańców oraz znaleźć odpowiedź na pytanie „Jak podróżować odpowiedzialnie?”. Postanowiliśmy poszukać wolontariatu na Workaway, stronie która łączy wolontariuszy z osobami oferującymi nocleg i wikt za 4-5 godzin pracy dziennie. Można tam znaleźć ogłoszenia ze 135 krajów, od lokalnych fundacji i hosteli, po osoby prywatne. Konto na portalu kosztuje 29 Euro, pary mogą skorzystać z oferty łączonej za 38 Euro rocznie (para to także dwójka znajomych lub rodzeństwo). Lubimy spędzać aktywnie czas, idea wolontariatu jest nam bliska, oboje jesteśmy głodni wiedzy i wymiany kulturowej, a w dodatku mieliśmy już opłacone konto na Workaway, ważne do końca marca. Znaleźliśmy kilka ciekawych ogłoszeń, głównie osób szukających pomocników do prac ogrodniczych, a pierwsza odpisała nam Jane z okolic Ceglie Messapica. Ustaliliśmy, że przyjedziemy do niej na 2 tygodnie.

Przyjechaliśmy do pobliskiego Ostuni w niedzielę Wielkanocną, Jane odebrała nas ze stacji. Dwanaście lat temu wyjechała z Anglii i kupiła urocze trullo z dobudowanym domem i małym gajem oliwnym. Podobnie jak ja 2 lata temu, wsiadła w samochód w okolicach Wenecji, przejechała całe wybrzeże w poszukiwaniu idealnego miejsca i dojechawszy do Apulii uznała, że chce tu zostać na zawsze. Zupełnie jej się nie dziwię, bo sama chętnie kupiłabym dom na południu Włoch i zajęła się uprawą bobu, oliwek i hodowlą kóz. Choć Jane prowadziła w Londynie popularne restauracje (m.in. w latach 70-tych pierwszą restaurację japońską), jej największą pasją jest ceramika, a nie gotowanie. Ma w domu całkiem sporą pracownię, piece i koła garncarskie, można umówić się z nią na warsztaty lepienia w glinie. Bezsprzecznie Jane to osoba nietuzinkowa. Zaczyna dzień od wypicia butelki prosecco, następnie przechodzi na rose, a kończy kilkoma kieliszkami primitivo. Swój pierwszy posiłek je o 21.30-22.00. Kocha nikotynę na równi z alkoholem, albo bardziej. Kiedy przyjechaliśmy usiedliśmy przy kuchennym stole i wypiliśmy kilka karafek czerwonego wina, zagryzając taralli i oliwkami z czosnkiem. Dowiedzieliśmy się, że poznała Stonesów w wieku 13 lat, że ma genialną córkę, że gotowała dla Jamiego Olivera a w jej restauracji płaszcz zostawiła Joan Collins i Jane ma go do dziś. Ustaliliśmy też zakres naszych obowiązków.

W Poniedziałek Wielkanocny pracowaliśmy tylko pół dnia w ogrodzie, po południu pojechaliśmy do znajomych, którzy organizowali Wielkanocny obiad. Keith i Cathy przeprowadzili się do Włoch z Anglii 10 lat temu. Kupili piękny kamienny dom z dużym gospodarstwem. On był inżynierem, ona pracowała w consultingu, a o uprawie i hodowli zwierząt zaczęli się uczyć na bieżąco, korzystając z pomocy grup na Facebooku i filmików na YouTubie. Początkowo pozyskiwali 20-30% produktów z własnej ziemi, obecnie kupują tylko sól, mąkę, wino i kawę. Hodują kozy, prosiaki, kury, pszczoły oraz uprawiają wiele warzyw i owoców. Na dachu mają zainstalowane panele fotowoltaniczne i starają się korzystać w miarę możliwości z energii słonecznej. Swoje zwierzęta traktują z należytym szacunkiem, jeśli decydują się na ubój, to wykorzystują mięso w 100%. Cathy nauczyła się robić różnego rodzaju wędliny, m.in. pikantną ‚nduję, której mieliśmy okazję spróbować. Na obiad zjedliśmy baraninę i inne pyszności przygotowane przez pozostałych gości. Znajomi gospodarzy to głównie Anglicy, którzy postanowili osiąść na stare lata we Włoszech. Wielu z nich korzysta z pomocy wolontariuszy z Workaway, niektórzy mają kilka nieruchomości i wynajmują je na lato turystom. Jedna para (oboje po osiemdziesiątce) przenosi się nawet do jurty od lipca do końca września, żeby udostępniać swój dom na Booking.com. Twierdzą, że spanie w namiocie zapewnia im odpowiednią dozę niedogodności, która utrzymuje ich w lepszej formie fizycznej. Co ciekawe, wszyscy narzekali na lokalnych mieszkańców, którzy za jakąkolwiek pracę żądają niewspółmiernie wysokich kwot. Na ile jest to zgodne z prawdą? W naszej opinii to co nie działa na korzyść obu stron to podział na „my” i „oni”, brak poczucia wspólnoty i wzajemnego zaufania.

Jak się odnaleźliśmy na Workaway? Praca w ogrodzie polegała głównie na wyrywaniu chwastów i była dość monotonna, lub jak kto woli, miała charakter medytacyjny. Czasami odnosiłam wrażenie, że robimy coś wbrew mojej ogrodniczej intuicji, np. wyrywając nagietki, które wysiały się dookoła drzewek owocowych. Próbowałam zasugerować Jane, że to pożyteczne rośliny mające właściwości lecznicze, ale jak się okazało, należała do osób, które bardzo dużo mówią i bardzo mało słuchają.

Jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe, to mieliśmy do dyspozycji prywatny pokój z dużym łóżkiem i łazienkę z prysznicem. Wspólną przestrzenią był spory salon i duża kuchnia z jadalnią. Mieszkanie z kimś obcym może być trochę niezręczne. Choć zwykle bardzo swobodnie czuję się w kuchni a gotowanie to moja pasja, u Jane miałam wrażenie, że wszystko robię źle, nawet vinegrette do sałaty! Kiedy odrobina miodu kapnęła mi na ceramiczne naczynie, nazwała mnie „mucky cow” i zademonstrowała jak wyciągać miód drewnianą szpatułką, jakbym była niezdarnym dzieckiem.
Jeśli wybieracie się na Workaway, pytajcie o wszystkie szczegóły, zwłaszcza te dotyczące zwierząt i nałogów. Na profilu Jane było zaznaczone, że pali, ale nie przyszło mi do głowy żeby zapytać, czy pali również w domu. Okazało się, że Jane pali wszędzie i to nie mało, bo dwie i pół paczki dziennie. Do tego jej dwa koty spędzały więcej czasu w środku niż na zewnątrz, co w połączeniu z dymem sprawiło, że codziennie brałam leki na astmę.
Warto też na początku precyzyjnie ustalić zasady pracy. Mieliśmy wrażenie, że wystarczająco jasne jest określenie: 20 godzin, 5 dni pracy, jak się później okazało nie dla Jane. Jej zdaniem mieliśmy pracować, aż skończymy. Tylko, że w przypadku ogrodu z 40 drzewkami oliwnymi i gospodarstwa, którego nikt codziennie nie pielęgnuje, jest to robota nie do przerobienia. Doszło między nami do sprzeczki, kiedy pewnego dnia, po 5 godzinach pracy powiedzieliśmy, że zjemy szybki lunch i pojedziemy na plażę. Jane stwierdziła, że to niemożliwe, bo była ładna pogoda i chciała, żebyśmy zrobili więcej, najlepiej bez przerwy na obiad. Wyjaśniliśmy, że przecież już zrobiliśmy „swoje”, na co ona powiedziała, że skoro patrzymy na zegarek, to zamiast wina następnym razem dostaniemy wodę. I tu dochodzę do sedna: Workaway to nie jest źródło taniej siły roboczej, to partnerska wymiana umiejętności i zasobów, w której partnerzy są sobie równi. Nie przyjechaliśmy do Ceglie bo nie stać nas na zwykłe wakacje. Chcieliśmy spędzić je w aktywny sposób i zrobić coś pożytecznego, a odnieśliśmy wrażenie, że jesteśmy darmowymi pracownikami, których w dodatku można traktować z góry. Przez ludzi, którzy mają takie podejście jak Jane, tworzy się jeszcze większy dystans pomiędzy nowymi mieszkańcami a rolnikami. Sama przyznała, że woli wyrywać chwasty ręcznie niż poprosić o przejechanie kultywatorem swojego sąsiada Angelo, który chciałby za taką pracę 30 Euro.
W Workaway na pewno nie chodzi o zabieranie pracy lokalnej ludności i czuliśmy z tego powodu duży zgrzyt.

Podróżowanie po świecie nauczyło mnie, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Podziękowaliśmy Jane za wspólnie spędzony tydzień, zadzwoniliśmy do znajomych z Tricase i w ciągu godziny byliśmy w samochodzie, w drodze na południe. Okazało się, że Carla i Geri, których poznałam dzięki Leo dwa lata temu, dzień wcześniej zamieścili ogłoszenie na HelpX – podobnej stronie do Workaway. Potrzebowali ludzi do pomocy w odbudowie ogrodu i renowacji płotu w Celacanto, centrum aktywności lokalnej, które w zeszłym roku poważnie nadwyrężyło niespodziewane tornado. O Celacanto pisałam już tutaj, ale dopowiem jeszcze, że to naprawdę wspaniałe miejsce prowadzone przez fantastycznych, serdecznych i inspirujących ludzi. To także siedziba główna organizacji pozarządowej Coppula Tisa, która ma na koncie kilka wygranych batalii z lokalną administracją. Udało im się kupić teren, na którym stał postawiony bez pozwolenia, budynek szpecący okolicę. Wyburzyli go na własny koszt, stworzyli piękny park i oddali teren miastu, pod warunkiem, że zawsze już będzie dostępnym publicznie parkiem. Budynek Celacanto również udało im się zasiedzieć, wyremontować z własnych funduszy i oddać do użytku publicznego lokalnej społeczności. Dzięki nim regularnie odbywa się tam targ produktów od lokalnych producentów, wieczory kulinarno filmowe, czy zajęcia dla dzieci. Pieczę nad całością sprawują Carla – prawniczka i aktywista oraz Geremia – inżynier i gitarzysta w zespole gypsy jazzowym.

Muszę przyznać, że bardzo się cieszę, że tak się sprawy potoczyły z Jane. Pracując w Celacanto mieliśmy dużo większe poczucie sensu. Choć zdzieranie starej farby z metalowego płotu za pomocą metalowych szczotek może wydawać się męczące, nie przeszkadzało nam to, bo pracowaliśmy z widokiem na morze w towarzystwie innych członków stowarzyszenia. W południe, kiedy słońce grzało najmocniej schodziliśmy do morza na krótkie opalanie i odświeżającą kąpiel. Nikt nam nie wypominał przerw, ani nie patrzył nam na ręce. Popołudniami zwiedzaliśmy okoliczne miasteczka i zajadaliśmy się lokalnymi przysmakami, m.in. pizzą z mąki konopnej, o której napiszę osobny post. W tydzień udało nam się wyszlifować większą część ogrodzenia, Karthik wykopał też spory dół. Nasz pobyt zwieńczyliśmy wspólną kolacją, przygotowaną przez Geriego, jego risotto pobiło na głowę wszystkie jakie jadłam do tej pory.

Wierzę, że Workaway to świetna inicjatywa, chętnie jeszcze skorzystamy z tej strony, ale na pewno będziemy zadawać bardziej precyzyjne pytania, może zrobimy lepszy research, choć podobno negatywne opinie rzadko są publikowane przez moderatorów… Na pewno możemy polecić wolontariat w Celacanto, założyliśmy im profil na Workaway, więc jeśli macie czas w czerwcu, to koniecznie skorzystajcie z okazji by aktywnie spędzić czas w boskim Salento.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s