Hong Kong to wspaniała, nowoczesna metropolia pełna kontrastów. Wysokie na 40 pięter wieżowce, jeden z najwyższych na świecie współczynników zaludnienia, najbardziej rozbudowany system schodów ruchomych, największy na świecie posąg siedzącego Buddy – można pomyśleć, że wszystko tu jest bigger, better, faster, może nawet trochę przytłaczające… Ja nie odniosłam takiego wrażenia, zwłaszcza po kilkudniowym pobycie w kontynentalnych Chinach. To doskonałe miasto na wakacyjny wypad oraz świetny punkt wyjścia dla dalszych wycieczek. Dzisiaj pierwszy punkt na mojej liście top 10:
PoHo, MTR: Sheung Wan
W każdym mieście, w którym byłam w końcu znajduję dzielnicę, w której czuję się najlepiej. W Hong Kongu zdecydowanie jest to PoHo (obszar wokół ulicy Po Hing Fong). W PoHo nie brakuje galerii, atelier, kawiarni i restauracji. To spokojna okolica, żyjąca swoim rytmem. Jeszcze do niedawna znajdowało się w niej wiele mieszkań komunalnych oraz tradycyjnych drukarni. Niedawno wprowadziło się tutaj wielu artystów, expatów i innych kreatywnych przedsiębiorców. „Po” w języku chińskim znaczy „skarb” i trudno o lepszą konotację, dla tej oazy położonej tuz obok głośnego Lan Kwai Fong i SoHo.
w PoHo trafiłam do atelier L’impression du temps. Studio zajmuje się projektowaniem niesamowitych wzorów, aplikowanych na tapetach, jedwabnych szalach i legginsach. Przetworzone w programie komputerowym, za pomocą skomplikowanego algorytmu zdjęcia chińskiej porcelany, czy klasycznych obrazów robią niesamowite wrażenie. Zastanawiam się nad sprowadzeniem rolki „China blue” i wytapetowaniem ściany w moim domowym biurze.
Mieszkańcy Hong Kongu przepadają za herbatą z mlekiem, co oczywiście ma swoje źródło w czasach kiedy HK był brytyjską kolonią. Jedyna różnica polega na tym, że zamiast zwykłego mleka najczęściej używają słodzonego mleka w proszku lub skondensowanego. Nawet w Macau kiedy zapytałyśmy recepcjonistkę o miejsce, które poleciłaby nam na kolację powiedziała, że „in my opinion the most delicious is the restaurant near by that serves milk teas and toasts”. Przechadzając sie po PoHo warto wstąpić do Teakha. Właścicielka, Nana Chan pochodzi z Tajwanu, a sztuki parzenia herbaty uczyła się od hinduskiej rodziny w Darjeeling. Jej herbaciarnia mieści się na uboczu Tai Ping Shan st, wystrój jest przytulny i prosty, a herbata z miodową mleczną pianką i płatkami róży jest absolutnie przepyszna.
W poszukiwaniu gadżetów do domu warto wybrać się do Klondike. Malutki sklep ze starannie wyselekcjonowanymi rzeczami ujął mnie przede wszystkim konsekwencją i zamiłowaniem do „małe jest piękne” bez bycia too cute. Bardzo spodobały mi się haftowane na tamborkach mięsa (fajne do wnętrza małej restauracji) i porcelanowe ręcznie malowane talerzyki oraz metalowe podstawki pod pałeczki i gorące naczynia.
Niestety zamknięty okazał się concept store Store Rooms, na Tai Ping Shai, może w przyszłości będę miała więcej szczęścia… Ręcznie malowane talerzyki wyglądały super! Maja tez fajny dzwonek w kształcie miedzianego zająca 🙂
Lubię naturalne drewno, dlatego zaintrygował mnie szyld Wood Shop. Keith Lau specjalizuje się w tworzeniu mebli na zamówienie z odzyskanego ze starych domów drewna. Bardzo spodobały mi się podwieszone pod sufitem drewniane panele, w nowoczesnym, minimalistycznym wnętrzu w neo-azjatyckim stylu wyglądałyby świetnie.
W PoHo trafiłam jeszcze do sklepu z dywanami i meblami mid century modern. Ich asortyment był fajny, ale myślę, że podobne rzeczy można kupić w Berlinie, czy nawet na polskim allegro, nie wspominając już o np, Patynie. Eklektyczne łączenie mebli z lat 50 i 60 z elementami etno jest nadal bardzo modne i na razie chyba nic nie zapowiada dużej zmiany.
Na koniec jeszcze kilka ujęć z ulic PoHo.
26 days off 
Igusku super się to czyta i ogląda. Proszę o więcej!
PolubieniePolubienie
Dzięki Polcia, szybko dodam więcej!
PolubieniePolubienie
PS. Jakie piękne te koce/ pledy
PolubieniePolubienie